Nietypowa pamiątka z wycieczki
Zacznę od tego, iż nie jestem typem nadopiekuńczej matki. Naprawdę. Pozwalam córce na samodzielność, nie czytam jej wiadomości, nie podsłuchuję rozmów z koleżankami. Gdy pojechała na trzydniową wycieczkę z klasą, choćby nie dzwoniłam co wieczór z pytaniem, czy się dobrze bawi. Ufałam. I chyba właśnie dlatego to, co wydarzyło się po jej powrocie, tak bardzo mnie uderzyło.
Wróciła zmęczona, jak to po wyjeździe – zaraz po wejściu do domu rzuciła walizkę, zjadła coś na gwałtownie i zniknęła w swoim pokoju. Postanowiłam ją wyręczyć i rozpakować rzeczy, żeby wrzucić od razu brudne ubrania do prania. Grzebię w walizce, a tam – między swetrem a kosmetyczką – coś szklanego. Wyciągam. Pierwsza butelka: "Domowa nalewka malinowa". Druga: "Nalewka ziołowa na miodzie". Obie ładnie zapakowane, pamiątkowe, ozdobne. I w tym momencie miałam wrażenie, iż czas się zatrzymał.
Moja piętnastoletnia córka przywiozła z wycieczki alkohol. Zawołałam ją. Zapytałam, co to jest. I usłyszałam: "No co, wszyscy kupowali. Przecież tego nie wypiłam, tylko przywiozłam do domu".
"Ładnie zapakowana pamiątka na prezent"
Szczerze? Poczułam się, jakbym dostała obuchem w głowę. Bo nie chodziło tylko o te dwie butelki. Chodziło o to, iż nikt – ani sprzedawca, ani opiekunowie – nie widział w tym nic dziwnego. O to, iż ktoś niepełnoletnim sprzedał alkohol, a opiekunowie wycieczki choćby tego nie zarejestrowali. Te dzieciaki równie dobrze mogły te nalewki wieczorem wypić w pokoju i tez by nikt nie zobaczył.
Zadzwoniłam do nauczycielki, żeby upewnić się, czy córka czegoś nie pomyliła. Usłyszałam od niej, iż to były "regionalne produkty", dzieci kupowały "na pamiątkę". Nie widziała, iż nastolatki bynajmniej nie kupowały dżemów i innych przetworów tylko alkohole. Co gorsze, nie widziała też w sytuacji problemu, skoro moje dziecko przywiozło do domu zapakowane fabrycznie butelki i nie wypiło ani kropli.
No więc ja widzę problem. Bo dla mnie to nie jest tylko śmieszna sytuacja. To znak, iż granice się rozmywają. Że piętnastolatki mogą przywieźć alkohol z wycieczki, a dorośli powiedzą, iż "w sumie nic się nie stało". Czego taka sytuacja uczy to pokolenie?
Piszę tego maila, bo wierzę, iż wielu rodziców ma podobne odczucia. Ja rozumiem, iż 15-latki nie są święte i pewnie już po kątach próbują jakichś alkoholi. Ale co innego robić to w ukryciu, a co innego dostawać przyzwolenie dorosłych (a tym bardziej nauczycieli!) na kupowanie takich "pamiątek". I chciałabym zapytać: serio? Naprawdę to już taki luz? Bo dla mnie to wcale nie jest zabawne. I nie chodzi mi o karanie kogokolwiek, ale o to, byśmy przypomnieli sobie, iż są rzeczy, na które po prostu nie powinno być zgody. choćby jeżeli są "ładnie zapakowane".