Zajrzałam na grupę rodziców na Facebooku. Jedna sytuacja mnie zmroziła

1 tydzień temu
Dołączyłam do facebookowej grupy rodziców z ciekawości, żeby być na bieżąco z tym, co dzieje się w klasie mojego dziecka. To było dobrowolne, ale już po tygodniu tego pożałowałam. To, co przeczytałam pewnego wieczoru, sprawiło, iż dosłownie mnie zmroziło...


Mam syna w drugiej klasie


Mój syn ma 8 lat i chodzi do drugiej klasy prywatnej podstawówki. Jak w wielu szkołach,

nasza klasa ma swoją grupę na Facebooku, gdzie rodzice wymieniają się informacjami, przypomnieniami o wydarzeniach czy zmianach w planie lekcji. Teoretycznie jest to świetne rozwiązanie, ale szczerze mówiąc, sporadycznie tam zaglądam...

Na początku nic nie wzbudzało mojego niepokoju. Widziałam na chacie różne posty, jak np. ktoś pisał o wypożyczeniu książek, inny rodzic podzielił się istotną informacją o zbliżającej się wycieczce. Ale z biegiem czasu zaczęłam zauważać, iż wśród tych postów pojawiały się komentarze, które były… dziwne. Zaczęły się pojawiać krytyczne uwagi o dzieciach w klasie, o nauczycielach, o metodach wychowawczych. Czułam, iż coś tu nie gra, ale nie miałam zamiaru wchodzić w te sprawy, dopóki nie było to naprawdę pilne. Aż pewnego dnia zajrzałam i natrafiłam na post, który dosłownie mnie zmroził...

Jeden z rodziców opisał sytuację, w której dziecko z naszej klasy miało "bić innych", a nauczycielka nic z tym rzekomo nie robiła. W poście wymieniono imię chłopca, a w komentarzach zaczęły się pojawiać ostre oskarżenia. Kiedy to czytałam, dosłownie zamarłam...

"Wywalić go z klasy", "rodzice nie potrafią wychować dziecka", "takie dzieci nie powinny chodzić do naszej szkoły". Nikt choćby nie zapytał, co takiego działo się z tym chłopcem, dlaczego może reagować w taki sposób. Nikogo nie interesowały szczegóły. Chłopiec padł ofiarą linczu, któremu nie było końca.

Rodzice definiowali go wprost – jako problem, jako zagrożenie i jako kogoś, kto nie zasługuje na akceptację. To, co mnie najbardziej zszokowało, to brak jakiejkolwiek próby zrozumienia sytuacji. Dosłownie zero empatii.

Dlaczego tak gwałtownie osądzamy?


Myślę, iż problem z dziećmi, które przejawiają trudności wychowawcze, nie jest prosty i nie powinien być rozwiązywany przez szybkie osądzenie. Zamiast przypisać dziecku łatkę "agresora" i od razu składać wnioski, powinniśmy spojrzeć na całą sytuację z kilku perspektyw.

Na pewno należy zastanowić się, co może kryć się za takimi reakcjami. Może dziecko ma trudności w domu, może przeżywa jakieś zmiany emocjonalne, a może po prostu nie umie poradzić sobie z emocjami w trudnych sytuacjach. Być może dziecko nie czuje się akceptowane w grupie, a może potrzebuje wsparcia psychologa, żeby nauczyć się odpowiednich reakcji w trudnych momentach. Rozwiązanie problemu nie polega na tym, by od razu szukać winnego, ale żeby spróbować zrozumieć, co leży u podstaw tych trudnych zachowań. Zwłaszcza iż to tylko dziecko.

W tej grupie rodziców zabrakło tego podstawowego elementu – empatii. Wychowanie dzieci to proces skomplikowany, pełen wyzwań, których nie widzimy na pierwszy rzut oka. Czasami dzieci zachowują się w sposób, który może szokować, ale to nie znaczy, iż od razu są "zagrożeniem". Warto pamiętać, iż każde dziecko ma swoje indywidualne trudności, które mogą wpływać na jego zachowanie. W sytuacjach takich jak ta powinniśmy reagować z troską, a nie z osądzaniem.

Niezależnie od sytuacji, to my, jako rodzice, powinniśmy dążyć do zrozumienia i pomocy, a nie do wykluczenia. Dzieci potrzebują nas, a nie ostrych osądów – potrzebują, byśmy byli dla nich wsparciem, nie tylko w chwilach sukcesów, ale i wtedy, gdy coś idzie nie tak.

Zatem, zamiast krytykować, zapytajmy więc: "Co się dzieje?", "Co możemy zrobić?", "Jak możemy pomóc?". I może wtedy będziemy w stanie zmieniać rzeczy na lepsze...

Idź do oryginalnego materiału