Nie mogłam uwierzyć własnym oczom
"Drugiego dnia wycieczki uczniowie szykowali się do wyjścia i sięgali po swoje plecaki. I właśnie wtedy, zupełnym przypadkiem zauważyłam, iż jeden z nich miał rozsuniętą kieszeń. Wystawała z niej charakterystyczna puszka, jak się okazało, był to napój energetyczny. Po sprawdzeniu okazało się, iż chłopak zabrał ze sobą kilka takich napojów.
Zdaję sobie sprawę, iż dzieci czasem kierują się ciekawością lub podpatrują pewne zachowania u starszych kolegów. Niemniej jednak napoje energetyzujące, zawierające duże dawki kofeiny, tauryny i cukru, nie są w żadnym wypadku odpowiednie dla młodych organizmów. Ich działanie może prowadzić do rozdrażnienia, trudności z koncentracją, a w skrajnych przypadkach przecież może dojść choćby do zaburzeń rytmu serca.
Po spokojnej rozmowie z uczniem postanowiłam poinformować o wszystkim rodziców. Czułam, iż nie mam innego wyjścia. To był mój nauczycielski obowiązek. Na szczęście była to rozmowa oparta na zrozumieniu i chęci wyciągnięcia wniosków i bardzo za to dziękuję. Nie chodziło o karanie dziecka, ale o zatrzymanie się nad tym, co mogło się wydarzyć i jak temu zapobiec w przyszłości.
Wiem, iż poranki przed wycieczkami bywają nerwowe, a dzieci często pakują się same lub z pośpiechem dorzucają do plecaka różne rzeczy. Warto jednak w takich momentach poświęcić kilka minut, by wspólnie sprawdzić, co zabierają ze sobą, nie tylko pod kątem organizacyjnym, ale przede wszystkim zdrowotnym. Rodzice tłumaczyli, iż w kuchennej szafce zostało im kilka takich energetyków z jakiegoś wyjazdu. Nie wiem dokładnie, bo nie wnikałam.
Nie chcę nikogo krytykować i obwiniać. Mam tylko nadzieję, iż ta sytuacja skłoni wielu rodziców do głębszych przemyśleń i sprawdzania, co dzieci mają w plecaku".