O polskim systemie edukacji powiedziane zostało już bardzo dużo złych rzeczy. Że nie stawia na indywidualność danego ucznia i nie wspiera jego zainteresowań. Że uczy jak być trybikiem większej machiny, posłusznym, niewychylającym się. Obrywa się także samym nauczycielom. W końcu to oni zadają tyle prac domowych, zasypują dzieci sprawdzianami i każą uczyć się na pamięć niepotrzebnych rzeczy. A jak to wygląda z drugiej strony?
Problem tkwi w systemie
Do redakcji przyszedł list pewnej nauczycielki. Ma ona żal, zarówno do rodziców, jak i do mediów, które - jej zdaniem – nie są do końca sprawiedliwe w swojej ocenie: „Proszę mi wierzyć, to nie w nauczycielach tkwi problem, a w systemie. Gdybyśmy nie musieli spowiadać się z tego, dlaczego angielski wyszedł o trzy punkty procentowe gorzej niż rok temu, z pewnością byłoby inaczej.
Jako nauczyciele uważamy, iż lepszym rozwiązaniem były stare dobre egzaminy wstępne do liceów, techników. Kto wybiera się do szkoły zawodowej, niech nie zaniża nam wyników, bo proszę mi wierzyć, gros dzieci nie pisze na egzaminie ósmoklasisty nic, co dla nas jest zrozumiałe (tej osobie wynik nie jest potrzebny), ale zaniża nam średnią szkoły. Widzimy ten paradoks, w którym tkwimy.
Nie rozumiemy, po co w dobie internetu uczymy "na pamięć" kiedy powinniśmy uczyć umiejętności korzystania z ogromu wiedzy dostępnej jednym kliknięciem. I znów egzamin temu winien. Uczymy 'pod egzamin', bo z tego się nas rozlicza. Z tego rozliczają nas rodzice, którzy marzą o jak najlepszych szkołach średnich dla swoich pociech”.
Edukacja to jedno, nie zapominajmy o problemach wychowawczych
Nasza czytelniczka dalej pisze: „Lwią część czasu potrzebnego na naukę w miłej atmosferze, musimy poświęcić na pracę z uczniami, którzy nie chcą tam być, którzy 'rozwalają lekcje', bo podchodzą z patologicznych domów. Którzy całe wakacje przegrali na telefonach, z którymi w domu nie rozmawia się, a 'hoduje' - o czym głośno w internecie. Proszę mi wierzyć, szkoła publiczna przypomina terapeutyczne oddziały szpitala psychiatrycznego dla uzależnionych małych pacjentów. Jest ciężko, jest coraz dziwniej”.
Uwikłani w odrealnione normy
Inna nauczycielka pisze: „Niestety, nauczyciel nie ma pola manewru. Jest takim samym pionkiem. Ma sztywno przydzielone, nierealne do wykonania zadania. Ma zrobić, wypracować, nauczyć według zupełnie odrealnionych norm. I jest z tego boleśnie rozliczany, w szkole od szefa i po egzaminach zewnętrznych. Z norm naprawdę stachanowskich, tworzonych w oderwanych od realiów, od świata szkolnego, warunkach. (…) Chcemy, ja na pewno chcę, rozmawiać. Rozmawiam z uczniami, często i otwarcie. Słucham ich i słyszę. Większość moich kolegów i koleżanek też. I czuję się tak paskudnie niemocna i uwikłana, iż płakać tylko...”.
Nauczyciele walczą o reformę polskiej szkoły
Od kilku dni w Warszawie przy placu na Rozdrożu odbywa się Miasteczko Edukacyjne założone przez Związek Nauczycielstwa Polskiego. To taka inna formuła strajku nauczycieli. - Przez ten tydzień mamy okazję, przyjemność i chęć mówienia o wszystkich problemach edukacji. Będziemy mówili o sprawach rodziców, uczniów, nauczycieli, pracowników niebędących nauczycielami, o szkołach wyższych, o organizacjach pozarządowych, o współpracy z tymi, dla których edukacja jest najważniejsza- powiedział prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz.
Głównymi tematami poruszanymi podczas akcji jest oczywiście kwestia zarobków, ale także problem z młodymi nauczycielami. Dziś coraz mniej osób wybiera ten zawód. - Nie zapowiada się na to, żeby było nas więcej, a jeżeli ten trend się utrzyma i nie zostaną podjęte konkretne działania, które podniosą prestiż tego zawodu, które nie sprawią, iż więcej ludzi będzie chciało być nauczycielami i nauczycielkami, to doprowadzimy wspólnie do wielkiej katastrofy – powiedział Szymon Lepper z Centralnego Klubu Młodego Nauczyciela ZNP, określając nauczycieli jako gatunek zagrożony.
Młodzi nauczyciele postulują o:
klasy do 20 uczniów
szanowanie czasu wolnego uczniów
darmowe podręczniki
„odchudzenie” podstawy programowej
lekkie plecaki
finansowanie Rad Rodziców z budżetu państwa
wyposażenie miejsc pracy nauczycieli
godne zarobki.
Czy można to jakoś skomentować? Trudno oprzeć się wrażeniu, iż proszenie o zapewnienie ludziom godnych warunków pracy, a dzieciom przyjaznej szkoły, jest jednak upokarzające. To dziwne i przykre, iż nauczyciele muszą walczyć o sprawy tak podstawowe. Trzymamy kciuki, by udało im się przeforsować choć kilka z tych postulatów. W końcu chodzi o przyszłość naszych dzieci.