Marszałek nagłaśnia sprawę
"Determinanty zachowań i zakotwiczenie postaw młodego pokolenia Polaków wobec stref ryzyka społeczno-kulturowego w perspektywie komparatystycznej w świetle teorii resilience (projekt badań podłużnych 3-letnich na wybranej kohorcie młodych Polaków w wieku 13/14 lat, 17/19 lat, 21/25 lat) pod wspólną nazwą MŁODZIEŻ 4.0", bo tak brzmi pełna nazwa badania, zaniepokoiły marszałka województwa pomorskiego Mieczysława Stuka.
W badaniu stworzonym przez ekspertów Akademii Nauk Stosowanych Towarzystwa Wiedzy Powszechnej w Szczecinie, zleconym przez Ministerstwo Edukacji i Nauki, dzieci ze szkół podstawowych były pytane m.in. o to, jakie rzeczy są dla nich niedopuszczalne. Tu wśród odpowiedzi znalazły się np.: wyzywający ubiór, seks przedmałżeński, manifestowanie orientacji seksualnej czy masturbacja.
Przypomnijmy, iż ankieta skierowana jest do dzieci w siódmej i ósmej klasie szkoły podstawowej. Dorastająca młodzież miała w niej zaznaczyć stwierdzenia, z którymi się zgadza, wśród odpowiedzi dotyczące np. homoseksualizmu. Badacze podsuwają 13-latkom takie zdania jak: "Homoseksualizm nie jest sprawą normalną i nie należy go tolerować". Całość ankiety można znaleźć na stronie mlodziez4zero.pl.
MEiN zachęca, choć nie wie do czego
Zaniepokojony marszałek opublikował w mediach społecznościowych pismo, w którym wyraża zaniepokojenie, iż MEiN namawia dyrektorów szkół, aby ci zachęcali uczniów do wypełniania ankiet. Treść badania nie spodobała się bowiem rodzicom i dyrektorom. Mieli oni wskazywać, iż dzieci są niewystarczająco dojrzałe intelektualnie, moralnie i emocjonalnie, aby odpowiadać na zawarte w badaniu pytania.
Reporterka RMF ustaliła, iż kilku kuratorów oświaty pod naciskiem społecznym usunęło ze swoich stron ankiety. Dziennikarka zapytała o badanie w MEiN. W odpowiedzi nadesłanej do redakcji napisano, iż owszem badanie zlecono i zaopiniowano pozytywnie, lecz... nikt nie wiedział, co w nim jest.
"Projekt badawczy został pozytywnie oceniony. Natomiast wybór metody badawczej jest kwestią autorską realizującego zadanie. MEiN nie ingeruje w metodologię przeprowadzania badań ani nie zatwierdza, czy akceptuje wykorzystywane w nich treści, nie zna pytań kierowanych przez grupy badawcze - jest to kwestia autorska badaczy" - czytamy.
Badacze się bronią
Badacze, którzy stworzyli ankietę, zasłaniają się, iż nie była ich celem seksualizacja młodzieży, a pytania oparto pośrednio na podstawie programowej przedmiotu przygotowanie do życia w rodzinie, gdzie uczniowie uczą się m.in. o dojrzałości biologicznej, psychicznej i społecznej.
Innymi słowy - nie widzą nic złego w pytaniu, z której partii programem identyfikują się 7-klasiści. Po napływie krytycznych opinii badacze podjęli decyzję o wycofaniu z ankiety niektórych pytań. Póki co na stronie internetowej dostępna wciąż jest całość.
Czym zajmuje się MEiN?
Ministerstwo edukacji, najprościej mówiąc, powinno sprawować opiekę nad edukacją młodzieży i nad tym, co spotyka je w szkole. Zlecając przeprowadzenie badania na młodzieży, ktoś powinien krytycznie przyjrzeć się gotowemu produktowi, nim ten trafi do dzieci.
Tu najwyraźniej tego zabrakło. Oczywiście, iż każde badanie przeprowadzane na dzieciach powinno zostać zaakceptowane przez rodziców. MEiN broni się, iż przecież udział w nim jest dobrowolny, jednak trudno pozbyć się wrażenia, iż tu brakło wyobraźni i wyczucia.
Dzieci pod koniec szkoły podstawowej przeżywają hormonalną rewolucję, wiele z nich poddaje w wątpliwość swoją tożsamość płciową, mierzą się z krytycznymi opiniami otoczenia. Nie jest łatwo być nastolatkiem. Podobne do powyższej ankiety mogą w młodym umyśle zrodzić przekonanie, iż coś z nim nie tak.
Chcąc chronić nasze dzieci, nie powinniśmy dopuszczać do pojawiania się takich badań w dostępnej dla nich przestrzeni. A już na pewno ktoś, kto bierze za to odpowiedzialność, nie powinien pozytywnie opiniować badania, którego treść okazuje się dla niego zaskoczeniem. Nie można namawiać dzieci do wzięcia udziału w ankiecie, której się choćby nie przeczytało.