Mąż zajął się domem i dziećmi, ja zarabianiem. Słowa teściowej są jak policzek

1 rok temu
Katarzyna jest "poważną panią dyrektor" w międzynarodowej korporacji. Przyznaje, iż znaczną część roku spędza poza domem. W tym casie to jej mąż zajmuje się domem i dziećmi. Tak umówili się przed laty. Dla nich ten układ był komfortowy. Teściowa nie może jej wybaczyć, iż zamknęła jej syna w domu.


On miał marzenia, ja ambicje


"Z Tomkiem zaczęłam się spotykać jeszcze w szkole średniej. Byłam typem kujonki, on buntownika, chłopak z gitarą, romantyk, nieprzeciętnie wrażliwy. Rozmawialiśmy całymi godzinami, nigdy się z nim nie nudziłam. On zawsze podkreślał, jak imponuje mu moja ambicja i konsekwencja w dążeniu do celu. Wbrew sprzeciwom moich rodziców wzięliśmy ślub na 3 roku studiów. To było 20 lat temu" - zaczyna swoją opowieść Katarzyna.

Kobieta była wybitną studentką i już na drugim roku jeden z wykładowców polecił ją do pracy znajomemu, który szukał asystentki. Mąż Kasi w tym czasie wyleciał w kolejnej uczelni, zaczął grywać w barach. "Nie skarżyłam się, bo on bardzo się starał, komponował swoją muzykę, trochę zarabiał i bardzo dbał o dom i o mnie" - wyjaśnia.

O matko, będę matką!


"Szybko pięłam się po szczeblach kariery, kiedy zaszłam w ciążę - załamałąm się, sądziłam, iż wszystkie moje plany legną w gruzach, ale Tomek nie stracił rezonu. Spokojnie oświadczył, iż jak tylko poczuję się na siłach, mogę spokojnie wracać do pracy, on zajmie się dzieckiem. Tak też się stało, po 6 tygodniach od porodu wróciłam do pracy i dostałam awans" - wspomina.

Katarzynie przybywało obowiązków, ale jej wypłata także rosła, co pozwalało zostać Tomkowi, jak sam o sobie mówił "kurem domowym". "To był układ, który pasował nam wszystkim, Tomek wychował dzieci w zasadzie w pojedynkę, do tego oddawał się swojej pracy artystycznej bez żadnego ciśnienia finansowego, bo tym zajmowałam się ja. Nigdy się nie skarżył, ma świetny kontakt z dziećmi, ja też dobry, ale nie mam złudzeń, on jest dla nich ważniejszy" - wyjaśnia kobieta.

Nigdy się nie skarżył


Tomek z dumą przedstawiał żonę znajomym, mówił, iż go rozpieszcza, iż jest mądra, wiele osiągnęła dzięki ciężkiej pracy. "Nigdy nie usłyszałam od niego, iż się poświęcił, żebym mogła robić karierę, przeciwnie, mówił, iż to ja się poświęcam, żeby mógł się rozwijać. W końcu i on odniósł sukces" - pisze dumna.

Mąż Kasi w końcu skomponował utwór, który okazał się jego wielkim sukcesem i posypały się kolejne propozycje. Jak wspomina autorka listu, nie jest to może jego spełnienie marzeń, bo nie napisał hitu radiowego, ale świetną muzykę do reklamy, po niej pojawiły się liczne oferty współpracy.

"Z tej okazji zrobiliśmy przyjęcie, zaprosiliśmy naszych bliskich i teraz to ja mogłam świętować sukces męża. Nie spodziewałam się takiego ciosu od jego matki. Wydawało mi się, iż chciała, żeby syn był szczęśliwy, a mój mąż przecież ciągle powtarzał, iż jest".

Zamknęłam go w czterech ścianach


"Teściowa przyszła do kuchni, kiedy poszłam tam po lód. Zapytała, czy mi nie wstyd, iż kazałam Tomkowi czekać 20 lat na własne przyjęcie z okazji sukcesu. Początkowo nie wiedziałam, o co jej chodzi, ale okazało się szybko, iż ma mi do powiedzenia znacznie więcej. Jej zdaniem syn osiągnąłby znacznie więcej i byłby muzykiem co najmniej na miarę Panasewicza, gdybym nie wykastrowała go mentalnie i nie zamknęła z dziećmi w domu" - relacjonuje słowa teściowej Katarzyna.

"Jej zdaniem Tomek został zmuszony i wykorzystany, bo mi zachciało się robić karierę. Grzmiała, iż miejsce matki jest w domu z dziećmi. Zapomniała, iż grania w barze to raczej domu by nie było. Powiedziałam, iż podjęliśmy razem taką decyzję i Tomek nigdy nie skarżył się na swój los, za to wiele razy dziękował za przestrzeń, którą mu stworzyłam do pracy artystycznej. Skwitowała to jednym zdaniem: 'To jest chore'. Po czym wyszła z kuchni" - wspomina.

To była dopiero rozgrzewka


Katarzyna powiedziała wieczorem mężowi o rozmowie z jego matką. Mężczyzna stwierdził, iż ta prawdopodobnie miała ciężki dzień. Jednak kobieta gwałtownie przekonała się, iż to dopiero początek tyrad teściowej. "Zaczęła mnie zasypywać wiadomościami i telefonami, mówiła okropne rzeczy. Deprecjonowała mnie jako matkę, żonę, człowieka... "

"Zapytałam ją, czemu milczała tyle lat, skoro tak ją to bolało. Odpowiedź mnie rozwaliła: czekała, aż Tomek się usamodzielni. Dacie wiarę? On ma 45 lat, jest samodzielny, tylko nie żyje w zgodzie z jej wyobrażeniem samca alfa. Najgorsze jednak, iż zaczęła mnie szkalować do dzieci..." - kończy opowieść Katarzyna.

Czasem trzeba przeciąć pępowinę


Bez dwóch zdań sprawę należy wyjaśnić, to mąż autorki listu powinien porozmawiać z matką. Jej uwagi są nie na miejscu, a życie małżonków, nie zależy ani od jej decyzji, ani wyobrażeń. Karygodne jest to, iż babcia miesza w całą sytuację wnuki.

Czasem od takich osób trzeba się odciąć, bo są toksyczne, niezależnie od więzów krwi, nie możemy pozwolić, aby ktoś próbował nam narzucać swoją opinię. Dobrze, iż Katarzyna i Tomasz trzymają wspólny front i są szczęśliwi, jednak nie mogą godzić się na to, by ich relacja ucierpiała przez uwagi matki mężczyzny.

Idź do oryginalnego materiału