Dlaczego nie bon?

5 lat temu

Na marginesie strajku nauczycieli (który oczywiście popieram) wraca tu i ówdzie koncepcja „bonu oświatowego”. Dziś proponują ją głównie publicyści związani z PiS, co jest o tyle zabawne, iż to była jedna z obietnic PO z 2007.

Ministra Katarzyna Hall zapowiedziała wprowadzenie go w 2011. Skapitulowała, w dużym stopniu za sprawą oporu stawianego przez ZNP.

Prawicowe szczujnie budują teraz tezę, iż ZNP nie robiło protestów w latach 2007-2015. Robiło przez cały czas, acz czasem strajk odwoływano, gdy rząd ustąpił.

Gdyby nie ten opór, Tusk i Hall zrealizowaliby swoje obietnice. Zlikwidowaliby Kartę Nauczyciela, zwiększyli pensum i wprowadzili bon oświatowy.

Czy zmienili stanowisko? Prawdę mówiąc, nie mam pojęcia. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie jakie TERAZ pomysły Platforma (albo Biedroń?) ma na edukację, proszony jest o ujawnienie w komciu.

Rozwiązanie zbliżone do bonu oświatowego od kilkunastu lat zresztą i tak już funkcjonuje. Przy okazji reformy Handkego wprowadzono zasadę, iż subwencja idzie za uczniem, teoretycznie więc powiaty są motywowane do szukania rozwiązań przyciągających uczniów do „ich” szkół.

W pełni korzystają z tego szkoły publiczne [edit: patrz komcie]. Proponenci bonu oświatowego marzą o rozszerzenie tego na komercyjne, zwane w Polsce z niejasnych przyczyn „społecznymi”.

Czy tak byłoby lepiej? W polityce nie ma rozwiązań lepszych dla wszystkich. Co dobre dla dzieci zamożnej, wielkomiejskiej klasy średniej niekoniecznie będzie dobre dla dzieci ze środowisk zagrożonych wykluczeniem.

Bon oświatowy polegałby na tym, iż szkoły najbardziej prestiżowe przyciągać będą najwięcej hajsu i najzdolniejszych uczniów. W złych dzielnicach miast i małych miejscowościach spowoduje to ODPŁYW PIENIĘDZY, a więc pogorszenie tam, gdzie już i tak jest źle.

Ta propozycja jest więc ucieleśnieniem obrzydliwego klasowego egoizmu klasy średniej. W 2008 był jeszcze standardową postawą, acz część z tych ludzi zmądrzała i choćby zdążyła o tym opowiedzieć w wywiadzie z serii „Byliśmy głupi”.

W większości państw demokratycznych ideę bonu edukacyjnego udało się uwalić. Niechlubnym wyjątkiem jest Szwecja, która to wprowadziła w 1992, po czym zleciała w rankingach.

Zazwyczaj kraje nordyckie zajmują pierwsze miejsca we wszystkich rankingach opisujących jakość życia, dobrostan, niską korupcję itd. – zmieniają się w nich tylko kolejnością. Szwecja przez cały czas jest w czołówce innych rankingów, ale już nie pod względem oświaty.

Dlaczego – to temat tamtejszej debaty. Jedni twierdzą, iż to przez bon oświatowy. Inni, iż to przez dzieci imigrantów (co o tyle mało przekonujące, iż inne kraje też mają dzieci imigrantów, a nie zlatują).

Bon oświatowy wprowadziły niektóre stany w USA, a także Hong Kong i Pakistan. Nigdzie nie przyniosło to tak dobrych wyników, żeby gdzieś robiono konferencję oświatową pod hasłem „jak skopiować oszałamiający sukces Oklahomy”.

Robione są zaś konferencje pt. „jak skopiować sukces Finlandii”. Ma rekordowo wydajny system edukacji – przekazuje maksimum wiedzy przy minimum godzin lekcyjnych.

Finowie zareagowali na to w swoim typowym stylu, iż pewnie w tych testach jest jakiś błąd. Bo jak się ich o to pyta (pytałem!), odpowiadają, iż nie robią niczego nadzwyczajnego.

Po prostu dobrze płacą nauczycielom i dają im duży margines swobody. A także dbają, żeby wszystkie dzieci były najedzone i miały dobre warunki do nauki.

Byłem świadkiem debaty o szkolnych stołówkach w Finlandii. Wszędzie są takie same, bo to niedopuszczalne, żeby jakieś dzieci miały lepsze żarcie. Dlatego zmiana menu wymaga tam ogólnonarodowej dyskusji.

Jeśli więc marzymy o reformie edukacji dobrej dla WSZYSTKICH, a nie tylko dla dzieci prezesów – kopiujmy rozwiązania fińskie. Działają, w odrożnieniu od bonu oświatowego.

Zdumiewa mnie, iż w 2019 jeszcze ktoś może wierzyć w zbawienną moc rynku i konkurencji. Proponuję spojrzeć na służbę zdrowia: tam jest konkurencja, pieniądze z NFZ idą za pacjentem. Który w efekcie umiera na SOR.

Paradoks? Nie, po prostu placówki służby zdrowia dbają o to, żeby robić jak najwięcej rzeczy, za które NFZ najlepiej płaci. Przetrzymywanie zdrowego pacjenta na „obserwacji” zawsze się będzie bardziej opłacać od ratowania ciężkich przypadków.

Bon oświatowy proponuję więc zostawić razem z całą ideologią korwinobalceryzmu, imprezami rave, botkami UGG i kompaktami Limp Bizkit w latach 90., gdzie ich miejsce. I zalać to wszystko betonem jak reaktor w Czernobylu.

Idź do oryginalnego materiału