Zdanie nauczycieli mam w nosie. Matka: "Są lekcje, a my na all inclusive"

9 godzin temu
Dla wielu rodzin wakacje z pełnym pakietem to spełnienie marzeń. Płacisz raz, a potem już tylko odpoczywasz: samolot, transfer, hotel, jedzenie, drinki z palemką i rozrywka w gratisie. Brzmi idealnie. Problem w tym, iż takie przyjemności mogą kosztować sporo, a to już nie każdy jest w stanie przełknąć.


Za wszelką cenę


Zagraniczny wyjazd all inclusive dla czteroosobowej rodziny to wydatek rzędu kilkunastu tysięcy złotych. Zwłaszcza gdy celujemy w wyższy standard: cztery czy pięć gwiazdek. Nie każdego na to stać, ale… wielu próbuje. Biorą nadgodziny, rezygnują z drobnych przyjemności, ściskają pasa przez cały rok. Wszystko po to, by przez te kilka dni w roku móc nic nie robić, zanurzyć się w basenie i zapomnieć o codziennych obowiązkach.

I oczywiście by mieć co pokazać po powrocie. Zdjęcia, opalenizna, wspomnienia. "Było bosko, musicie tam pojechać!" – to zdanie słyszymy potem z każdej strony.

Kiedy dzieci wchodzą do gry


Ludzie bez dzieci mogą jechać na wakacje, kiedy chcą. Wybierają najtańsze terminy, rezerwują z wyprzedzeniem, omijają sezon. Ale rodzice są związani kalendarzem szkolnym. Wyjazd poza lipcem i sierpniem to problem. Bo jak tu zabrać dziecko z lekcji?

Niektórzy uznają, iż nie warto się tym aż tak przejmować. "Szkoła nie ucieknie" – mówią. A jeżeli różnica w cenie to np. 4 tysiące złotych? To już całkiem solidna pokusa.

Nauczyciele swoje, rodzice swoje


Scenka ze szkoły. Rodzice czekają, dzieci się przebierają. Nagle jedna z mam podbiega do nauczycielki i oznajmia: "Córki nie będzie przez 10 dni. Lecimy na wakacje. Chciałam tylko dać znać". Nauczycielka marszczy brwi, ale matka kończy rozmowę: "Pani opinia mnie nie interesuje". Koniec dyskusji.

Inna znajoma mówi mi wprost: też leci wcześniej. "W czerwcu i tak już nic się nie dzieje. A ja zaoszczędzę kilka tysięcy. Dzieci będą miały wspomnienia, a portfel przeżyje".

Czy to sprytna strategia, czy już lekceważenie obowiązków szkolnych? Każdy musi odpowiedzieć sobie sam. Faktem jest, iż końcówka czerwca w szkołach bywa spokojna. Oceny wystawione, presji brak. A tysiące złotych zostają w kieszeni.

Tylko jedno pytanie pozostaje w mojej głowie: Czego uczymy nasze dzieci, kiedy pokazujemy im, iż "wakacje są ważniejsze niż szkoła"?

Idź do oryginalnego materiału