Zakończenie roku to festiwal próżności. Matka: "Nie ma miejsca na dzieci, które nie błyszczą"

1 dzień temu
Czy tylko najlepsi uczniowie zasługują na brawa? W mailu do naszej redakcji matka chłopca pyta, dlaczego na zakończeniu roku szkolnego nie ma miejsca na docenienie tych, którzy może nie błyszczą, ale każdego dnia wkładają wysiłek, by dawać sobie radę. Ma żal szkół i nauczycieli, ze nie zauważają codziennych, żmudnych starań przeciętniaków.


Przeciętniacy bez docenienia


Do zakończenia roku szkolnego jeszcze ponad 2 tygodnie. Ja już oczami wyobraźni siedzę na uroczystości w szkole syna i patrzę, jak co chwilę wyczytywane są kolejne nazwiska dzieci, które mają świadectwa z paskiem, nagrody, wyróżnienia, gratulacje. Brawa, flesze aparatów, dumne miny rodziców.

I nie mam nic do tych dzieci, naprawdę. Pewnie zasłużyły. Ale boli mnie, iż w tym całym festiwalu nikt nie zauważa tych uczniów, którzy siedzą z boku. Tych, którzy może nie są orłami, ale walczą codziennie, żeby jakoś dać radę i przejść do kolejnej klasy. Tych, którzy nie dostają ani jednej pochwały, chociaż może w tym roku zrobili największy postęp ze wszystkich.

Mój syn to właśnie takie dziecko. Nie bryluje na apelach, nie błyszczy na testach. Czasem nie wszystko rozumie z lekcji, czasem się rozkojarzy, a czasem po prostu się boi. Ale się stara. Siedzi wieczorami nad zadaniami, czyta lektury, choć nie zawsze je rozumie. Nie szuka wymówek.

I co roku wraca z tego zakończenia z opuszczoną głową, bo wie, iż nie ma niczego, czym mógłby się pochwalić. Chociaż w domu mówimy mu, iż jesteśmy dumni, to i tak czuje się gorszy. Bo przecież "nagrody były dla tych, którzy się starali". Czyli, iż on się nie starał?

Bez spektakularnych sukcesów nie ma mowy o gratulacjach


Mam wrażenie, iż szkoła mierzy wszystkich jedną miarą. Jakby tylko świadectwo z paskiem świadczyło o wartości dziecka. Jakby tylko wyniki się liczyły. A gdzie miejsce dla tych dzieciaków, które pokonały swoją nieśmiałość i zaczęły odzywać się na lekcjach? Albo tych, które wcześniej ledwo zaliczały klasówki, a teraz mają czwórki? Albo dla mojego syna, który pierwszy raz sam poszedł zapytać nauczycielkę o coś, czego nie rozumiał?

Nie mówię, żeby nie nagradzać najlepszych. Ale czy naprawdę nie da się dostrzec też tych, którzy są "tylko" przeciętni? Tych cichych, skromnych, którzy nie są ani problematyczni, ani wybitni? Czy dla nich nie ma miejsca na scenie? Choćby jedno słowo, jedno skinienie głową, które mówi: "Widzę cię. Doceniam".

Dzieci porównują się do siebie, czy tego chcemy, czy nie. I ten moment zakończenia roku to dla wielu z nich nie jest radość, tylko bolesna lekcja, iż "nie jestem wystarczająco dobry". Czy naprawdę o to chodzi w edukacji?

Piszę tego maila, bo mam dość tego milczącego przyzwolenia na system, w którym liczą się tylko wyniki i to zwykle tylko te najlepsze. Chciałabym, żeby ktoś w końcu powiedział: "Brawo, iż się nie poddałeś. Brawo, iż ciągle próbujesz". Bo dla niektórych dzieci to znaczy więcej niż jakikolwiek pasek.

Idź do oryginalnego materiału