"Nie idzie na wywiadówkę, nie interesuje się"
Coraz częściej rodzicom zarzuca się lenistwo i brak zainteresowania wychowaniem dzieci tylko dlatego, iż nie chodzą na wywiadówki. Padają mocne słowa, które uderzają w tych, którzy każdego dnia próbują pogodzić pracę zawodową, obowiązki domowe i wychowanie dzieci. A przecież czasy się zmieniły – i forma kontaktu ze szkołą także, co dobitnie pokazała pandemia, kiedy wywiadówki i indywidualne spotkania online z nauczycielami były normalną formą kontaktu.
Podczas pandemii koronawirusa szkoły bardzo gwałtownie przestawiły się na zdalny tryb działania. Wywiadówki odbywały się online, można było umówić się z nauczycielem na indywidualną rozmowę telefoniczną lub spotkanie przez komunikator. I okazało się, iż wielu rodzicom taki kontakt odpowiada – był konkretny, wygodny i pozwalał realnie porozmawiać o postępach dziecka.
Po powrocie do normalności szkoły znów zaczęły organizować klasyczne zebrania. I wróciły też dawne pretensje – "Rodzice nie przychodzą, nie interesują się, nie zależy im". Na platformie Threads przeczytałam ostatnio taki wpis użytkowniczki o nicku panioligo:
"'Nie idę na wywiadówkę, szkoda czasu' – dla dziecka to może brzmieć: 'Twoja szkoła mnie nie obchodzi'. One słyszą więcej, niż mówimy. To nie musi być zebranie. Wystarczy rozmowa, wiadomość, chwila zainteresowania. Dzieci nie potrzebują idealnych rodziców. Potrzebują obecnych. Zacznijmy świadomie i z rozwagą dbać o młodsze pokolenia, bo one są naszą przyszłością".
Rodzice oburzeni zarzutami
Wydźwięk był jasny: jeżeli nie pojawiasz się na zebraniu, wysyłasz dziecku sygnał, iż ci nie zależy i masz gdzieś jego postępy czy w ogóle zaangażowanie rodzicielskie. Tyle iż wielu rodziców odebrało ten przekaz jako niesprawiedliwy i krzywdzący. W komentarzach nie brakowało głosów oburzenia:
"Ale nadinterpretacja słów. Wywiadówka to strata czasu, szkoła powinna umawiać na indywidualne rozmowy z każdym rodzicem. Reszta powinna być przekazywana przez dziennik elektroniczny" – ktoś napisał.
A inny użytkownik dodał: "osobiście jako dziecko jak mi tak mówiono, NIGDY nie myślałam w ten sposób, bo moi rodzice interesowali się mną i szkołą. Wywiadówki z reguły SĄ stratą czasu i nic tam się nie dzieje, nie robi. Są nudne. Mają dzienniki elektroniczne, maile, najczęściej telefony do rodziców, niech używają tego. Jako dziecko miałam gdzieś czy moi rodzice chodzą na wywiadówkę, czy nie. Wolałam jednak, aby ten czas spędzili ze mną, a nie użerali się niepotrzebnie z moją szkołą".
Trudno się dziwić tym reakcjom. Wielu rodziców ma więcej niż jedno dziecko w wieku szkolnym – często w różnym wieku, ale uczęszczających do tej samej placówki. Gdy zebrania dla różnych klas realizowane są w tym samym czasie lub tego samego dnia, fizycznie nie da się być w dwóch miejscach naraz. A przecież to nie oznacza, iż rodzic nie interesuje się swoim dzieckiem. Wręcz przeciwnie – często wybiera formę kontaktu, która pozwala mu dowiedzieć się więcej i poświęcić całą uwagę jednemu dziecku.
Jeśli ich nie ma, to nie znaczy, iż mają to gdzieś
Zamiast tracić czas na bezsensownym słuchaniu o RODO czy statucie, woli ten czas spędzić z dzieckiem. Są też inne powody nieobecności – praca zmianowa, brak opieki dla młodszych dzieci, problemy zdrowotne czy logistyczne. Czy to wszystko ma oznaczać, iż taki rodzic nie dba o swoje dziecko? To zbyt daleko idące uproszczenie. Wielu z nich śledzi wpisy w dzienniku elektronicznym, kontaktuje się przez Librusa czy wiadomości e-mail. Piszą, dzwonią, rozmawiają z nauczycielami, gdy trzeba. I to jest zaangażowanie.
Wielu nauczycieli także to rozumie. Coraz częściej oferują możliwość kontaktu w wybranym terminie, w tzw. godziny czarnkowe, poza godzinami zebrań. Widzą, iż nie ma sensu powtarzać ogólnych informacji dla kilkunastu rodziców, jeżeli można po prostu porozmawiać o konkretnym dziecku.
Nie chodzi o to, by całkowicie zrezygnować z wywiadówek. Ale może warto zadać sobie pytanie: czy forma tych spotkań odpowiada dzisiejszym realiom życia? Czy nie lepiej postawić na elastyczność i indywidualne podejście, zamiast piętnować nieobecnych?
Rodzice nie potrzebują kolejnych etykietek. Potrzebują zrozumienia, iż ich obecność w życiu dziecka ma różne formy – nie zawsze odhaczoną obecnością na zebraniu. I to wcale nie znaczy, iż im nie zależy. Przeciwnie – zależy im bardzo. Tylko inaczej.