Płacę i wymagam
Przeczytałam wiadomość nauczyciela, który ubolewa nad wymaganiami dzisiejszej młodzieży, i naprawdę nie wiem, czy śmiać się, czy płakać. Bo okazuje się, iż problemem naszych czasów jest to, iż dzieci nie chcą jeździć w warunkach gorszych niż te, za które płacą. Robicie aferę o niewygodny autokar, a może warto rozejrzeć się dookoła i zobaczyć, w jakich realiach żyjemy?
Zacznijmy od tego, iż szkolne wycieczki kosztują dziś majątek. Ostatnio zapłaciłam 200 zł za jednodniowy wyjazd mojego dziecka do Warszawy (a mieszkamy w województwie mazowieckim, więc to nie jest ogromna wyprawa) – bez wyżywienia, bez żadnych luksusów. jeżeli za taką kwotę dostajemy podróż starym ogórkiem z PKS, który pamięta PRL, to naprawdę trudno się dziwić, iż dzieciaki chcą czegoś więcej.
Przecież one nie proszą o złote klamki i fotele do masażu, tylko o normalne, wygodne warunki na czas podróży. Za 200 zł mogłabym kupić bilet lotniczy w dwie strony do innego kraju, a tutaj dostajemy szkolną wycieczkę, na której standardy są niższe niż w autokarach międzymiastowych.
Kiedyś było inaczej, ale było też taniej
Nauczyciel, który pisze, iż kiedyś nikt nie narzekał, bo cieszył się samym faktem wyjazdu, zapomina o jednej podstawowej różnicy – kiedyś wszystko było tańsze. Gdyby dzisiejsza wycieczka kosztowała kilkadziesiąt złotych, to pewnie nikt by nie marudził, ale skoro rodzice wyciągają z kieszeni grube pieniądze, to oczekują, iż ich dzieci nie będą się czuły jak w autobusie rejsowym sprzed 40 lat. Czasy się zmieniły, standardy się zmieniły i może, zamiast narzekać na wymagania dzieci, warto spojrzeć na realia, w których te dzieci żyją?
Nie dziwię się uczniowi, który zapytał, czy będzie Wi-Fi i skórzane fotele. Nie dlatego, iż to rozpuszczony książę, tylko dlatego, iż za takie pieniądze można już czegoś oczekiwać. I nie chodzi choćby o Wi-Fi, ale o fakt, iż podróż trwająca kilka godzin w byle jakim autokarze jest zwyczajnie męcząca. Dorośli, którzy kupują bilety na dłuższe trasy, często wybierają lepsze opcje przewoźników. Dlaczego dzieci nie miałyby mieć takiej możliwości, skoro za to płacą ich rodzice?
Nie chodzi mi o to, żeby nagle na każdej wycieczce było pierwsze miejsce w klasie biznes w samolocie, ale o to, żeby nie robić z dzieci roszczeniowych tylko dlatego, iż nie chcą podróżować w warunkach, które nie spełniają choćby podstawowego standardu. Może czasem lepiej byłoby mniej narzekać na młodzież. Warto zadać sobie pytanie, czy problemem nie jest przypadkiem to, iż szkoły organizują wyjazdy w taki sposób, iż za ogromne pieniądze oferują minimum komfortu?
Z poważaniem,