Puściłam dziecku "Krecika". Skończyło się wezwaniem na dywanik do żłobka: Spąsowiałam i wyszłam

6 dni temu
Zdjęcie: Fot. screen YT / Krecik wiosna / spich82 / PIXABAY / Vika_Glitter


Mój syn należy do grona maluchów, które bywają... zbyt szczere. Czasem zaskakuje mnie tym w najmniej oczekiwanych momentach. Tak, jak ostatnio, gdy pochwalił się cioci ze żłobka, iż "widział u pana siusiaka". Moja konsternacja i pytające spojrzenie nauczycielki trwały niemal wieczność, a do mnie w końcu "dotarło", gdzie owego "siusiaka" dostrzegło moje dziecko. Otóż w bajce.
Jako mama chcę dla swojego dziecka wszystkiego, co najlepsze. Dbam o jego rozwój i poświęcam mu każdą wolną chwilę, jednak czasem bywają takie dni, iż ratuje nas już tylko bajka. Tu wybieram jednak te, które moim zdaniem, nie powodują bólu głowy i nadmiernego przebodźcowania. Chcąc być wierna tej zasadzie i wytycznym psychologów, zamiast po współczesną (agresywną w kolorach i fabule animację), sięgnęłam po klasykę i włączyłam czeskiego "Krecika". Spokojne tempo i dopracowana, nieprzeładowana efektami specjalnymi produkcją jest dużą zaletą, jednak po ostatniej "wpadce" muszę chyba poszukać czegoś innego.


REKLAMA


Zobacz wideo Czy mamy w Polscę epidemię wad wymowy? Logopedka: Zobacz, jak dziecko ogląda bajkę


Bajka o Kreciku i nadejściu wiosny. Co może pójść nie tak?
Co zatem ma wspólnego bajka o miłym i uroczym Kreciku z owym "siusiakiem"? Pewnego popołudnia mój znudzony zabawą syn zasiadł przed ekranem. "Krecik" zaczął się kultowym "Ahoj". Ja kątem oka spoglądałam oczywiście na ekran telewizora, by chwilę później zdać sobie sprawę, iż może ta produkcja nie była jednak najlepszym wyborem. Powód? 25 sekunda bajki, w której jeden z bohaterów, ucieszony nadejściem wiosny, ściąga z siebie ubranie (dosłownie wszystko) i w "stroju Adama" kładzie się na trawę.


Patrzę na syna. Brak komentarza. Nic nie powiedział. Chwilę później telewizor już był wyłączony. Wzięliśmy puzzle i tak spędziliśmy resztę tego popołudnia. Potem była kolacja, kąpiel i czytanie bajek. Nie sądziłam tylko, iż najgorsze dopiero przede mną.


"Siusiak u pana", czyli bomba z opóźnionym zapłonem
Moje dziecko do żłobka chodzi bardzo chętnie. Zawsze ma dużo do powiedzenia. Jest prawdziwym gadułą. Każdego dnia słucham jego opowieści i zdaje sobie sprawę, iż to też działa w drugą stronę (opowiada również ciociom o tym, co dzieje się w u nas w domu).
Tym razem jednak było nieco inaczej, bo stałam się świadkiem tych jego historii. Na przywitanie powiedział cioci, iż "widział siusiaka u pana". Opiekunka zachowała kamienną minę, a ja dopiero po chwili zorientowałam się, co mój syn wypalił i jak to zabrzmiało. Nie pomogło moje tłumaczenie, iż "to była taka bajka o kreciku i wiośnie". Z każdym kolejnym słowem miałam wrażenie, iż ta moja opowieść brzmi bardzo, ale to bardzo głupio. Spąsowiałam, rzuciłam szybkie "do widzenia" i wyszłam, czując na sobie wzrok opiekunki.
Idź do oryginalnego materiału