Prywatna szkoła, a metody jak z PRL-u. "Mój syn został ukarany za samodzielność"

4 godzin temu
Mój syn odrobił pracę domową podczas przerwy, ale nauczycielce się to nie spodobało. Zakleiła jego gotowe zadanie kartką w kratkę i kazała mu zrobić je jeszcze raz w domu. Ten gest mówi więcej o systemie niż tysiąc słów – to przykład, jak w szkole uczy się dzieci podporządkowania, a nie samodzielności.


Zrobił zadanie na przerwie. Pani zakleiła je kartką i kazała odrobić jeszcze raz


Mój syn wrócił wczoraj ze szkoły lekko poddenerwowany. Wprawdzie nie płakał i nie był jakoś strasznie smutny, ale widziałam, iż "coś jest nie tak". Zapytałam go, co się dzieje, a on powiedział, iż chodzi o jego pracę domową i sięgnął po zeszyt ćwiczeń. Otworzył go, a ja od razu zobaczyłam, iż coś tu nie gra.

Na jednej ze stron zobaczyłam przyklejoną w dwóch miejscach, wyciętą kartkę w kratkę, umieszczoną równo na zadaniach.

"To moje zadanie domowe. Zrobiłem je na przerwie, a pani powiedziała, iż tak nie wolno. Zakleiła je i kazała zrobić jeszcze raz w domu" – powiedział mój syn.

I wtedy po prostu mnie zatkało.

Przepraszam, ale o co tu chodzi?


Moje dziecko zrobiło zadanie. Samo. W szkole, na przerwie, w swoim czasie. Nie ściągało, nie kombinowało, po prostu je zrobiło – żeby mieć je z głowy, żeby było zrobione. I co? Zamiast pochwały czy zwykłego "ok", pani to po prostu zakleiła. Kartką. Fizycznie przykleiła coś na jego pracę, żeby mu pokazać, iż to się nie liczy. Że jak

nie zrobił w domu, to ma to zrobić jeszcze raz. Bo tak.

To nie jest nauka, to jest tresura


Moim zdaniem to nie jest żadna "dyscyplina", to jest zwykły pokaz siły. Przecież dziecko zrobiło, co miało zrobić. I co z tego, iż w szkole? Serio? Gdzie tu jest sens? W takim traktowaniu dzieci uczymy je, iż nie liczy się efekt, tylko ślepe wykonywanie poleceń. I iż choćby jak zrobią zadanie, to i tak ktoś może im to unieważnić. Bo tak. Bo może. Zamiast docenić dziecko za wysiłek – nauczycielka poniżyła je na oczach rówieśników. To nie edukacja, to dominacja.

Szkoła prywatna, a metody jak z innej epoki


Dodam tylko, iż moje dziecko chodzi do szkoły prywatnej. Płacimy za to miejsce, żeby nasz syn był dobrze traktowany, żeby ktoś zauważał jego wysiłek i wspierał jego rozwój. A tu mamy jakąś pokazówkę. Jakby dzieci miały robić wszystko dokładnie wtedy, kiedy dorosły sobie tego zażyczy. A jeżeli nie – to spotka je kara. choćby jeżeli zrobiły wszystko, jak trzeba.

Takim zachowaniem, zamiast motywować, gasimy dzieci. Nie chcę, żeby moje dziecko uczyło się, iż nie warto być samodzielnym. Że jak zrobi coś z własnej woli, to może mu się to nie opłacić. Bo przecież mógłby pomyśleć: "To po co ja się w ogóle starałem?".

I najgorsze, iż takie sytuacje naprawdę zostają w głowie. Dziecko zapamięta, iż lepiej się nie wychylać. Że lepiej robić wszystko dokładnie tak, jak trzeba – choćby jeżeli to nie ma sensu. Byle nie narazić się pani.

Tak wygląda upokarzanie dzieci w szkole


Nie tak powinno to wyglądać. Nie chcę, żeby mój syn uczył się ślepego posłuszeństwa. Chcę, żeby potrafił myśleć samodzielnie, żeby miał w sobie inicjatywę. A takie sytuacje tylko to niszczą. Serio, jeżeli dziecko zostaje "ukarane" za to, iż zrobiło pracę domową – to coś tu bardzo nie gra.

Naprawdę zrobienie zadania na przerwie to taka zbrodnia? Takim zachowaniem pani pokazała, iż nie chodzi jej o naukę, tylko o zwykłą kontrolę.

A co wy sądzicie o tej sytuacji?


Idź do oryginalnego materiału