Ojciec przyszedł w klapkach i zażądał wyższej oceny. Nauczycielka: "Wpadł jak po kebaba"

1 dzień temu
"W piątek po lekcjach, kiedy marzyłam już o herbacie i ciszy, do sali wszedł ojciec jednej z uczennic – w klapkach, z miną, jakby przyszedł po fast food. Patrzyłam na niego w osłupieniu i nie mogłam uwierzyć w to, co widzę" – napisała do nas Iza.


"Zbliża się koniec roku szkolnego, a więc mamy czas poprawiania ocen. To moment, kiedy uczniowie mają ostatnią szansę, żeby podreperować swoje wyniki. Wiem jednak jedno – ocena to efekt pracy przez cały rok, a nie przez kilka ostatnich tygodni. Nie można wymagać, by nagle ktoś poprawił się z dnia na dzień, jeżeli przez większość roku w ogóle nie przykładał się do nauki. To niesprawiedliwe wobec innych dzieci, które pilnie pracowały od września.

Rodzice budzą się z letargu


Niestety, często obserwuję, iż właśnie pod koniec roku szkolnego rodzice budzą się z letargu i zaczynają dopiero interesować się ocenami swoich dzieci. Przez cały rok nie pytają, nie sprawdzają, nie angażują się – a teraz nagle oczekują, iż wszystko da się poprawić w ostatniej chwili. To trochę tak, jakby ktoś przez 9 miesięcy nie podlewał kwiatów, a pod koniec sezonu chciał, żeby zakwitły na nowo. Niestety, to nie działa w ten sposób.

Niespodziewana wizyta w piątek po południu


Piątek po południu, właśnie kończyłam lekcje i planowałam spokojnie napić się herbaty i pójść do domu. Byłam już gotowa wyłączyć komputer, kiedy do klasy wparował ojciec jednego z uczniów. Wyglądał, jakby właśnie przyszedł prosto z plaży – miał klapki, koszulkę na ramiączkach i szorty. Nie wyglądało to ani trochę poważnie.

Ojciec nie próbował choćby porozmawiać spokojnie. Od razu przeszedł do rzeczy, mówiąc, iż jego córka musi mieć wyższą ocenę, bo planuje iść na wymarzone studia, a czwórka jest jej niezbędna. Byłam zdumiona, bo to nie było pierwsze takie podejście, ale tym razem wydawało się to wyjątkowo bezczelne. Wpadł, jak po kebaba, z listą wymagań, a nie z chęcią rozmowy.

Zatrzymałam się na moment i przypomniałam mu, iż oceny wystawiam na podstawie całorocznej pracy, a nie chwilowego nacisku rodziców. Nie mogłam zgodzić się na takie wymuszanie – był to moment, kiedy musiałam postawić granice, choćby jeżeli emocje wzięły górę.

Smutne jest to, iż niektórzy rodzice traktują szkołę jak darmowy serwis, który ma natychmiast spełniać ich życzenia. Nie interesują się na co dzień, nie wspierają dzieci systematycznie, a potem chcą, żeby wszystko zostało naprawione w ostatniej chwili.

Edukacja to proces, który wymaga czasu i zaangażowania ze strony uczniów, nauczycieli i rodziców.

Zdarzają się oczywiście sytuacje wyjątkowe, gdzie dziecko naprawdę potrzebuje wsparcia czy zrozumienia, ale ogólnie to postawa oparta na odpowiedzialności i konsekwencji przynosi najlepsze efekty. Wspieranie dziecka przez cały rok, a nie tylko w chwili kryzysu, to klucz do sukcesu".

(Imiona bohaterów zostały zmienione).

Idź do oryginalnego materiału