Niektórzy uczniowie wyznają zasadę trzech Z: zakuć, zdać, zapomnieć. Inni do obowiązków szkolnych podchodzą z większą odpowiedzialnością. Koniec końców chyba dla wszystkich liczy się ocena – ta ze sprawdzianu, kartkówki i ustnej odpowiedzi, a potem semestralna i końcowa.
Liczy się wynik. A gdzie wiedza?
Czy zaliczenie pisemne jest najlepszą formą sprawdzenia tego, co uczeń ma w głowie? Różnie z tym bywa. Zdarza się (i to nie tak rzadko), iż ten, kto wie więcej, dostaje gorszą ocenę od tego, kto jest sprytniejszy. Na wynik sprawdzianu wpływa: umiejętność opanowania stresu, ściągania, kombinowania i robienia dobrej miny do złej gry.
Coraz częściej słyszę głosy, iż pisemne sprawdziany mijają się z celem, a jedynym słusznym sposobem zweryfikowania wiedzy ucznia jest odpowiedź przy tablicy.
Nauczyciele realizują podstawę programową: uczą, przekazują wiedzę, a potem organizują kartkówki, sprawdziany czy testy. Wszystko w dobrej wierze, w trosce o ucznia. Jednak czy aby na pewno? List nadesłany przez Mariolę otworzył mi szerzej oczy na pewne sprawy.
Intensywny grudzień
"Jestem nauczycielką ze stosunkowo krótkim stażem. Trzeci rok uczę w naszej szkole. Jestem tzw. świeżakiem, który nie ma zbytnio prawa głosu. Robię to, co do mnie należy i czego ode mnie wymagają.
Przyjęło się, iż grudzień jest jednym z intensywniejszych miesięcy w roku. To właśnie wtedy uczniowie muszą zmierzyć się z dużą liczbą kartkówek i sprawdzianów.
Nauczyciele jak zahipnotyzowani wpisują do dziennika terminy zaliczeń. Jeden przez drugiego, by nikt nie ubiegł, nie uprzedził. Zgodnie ze statutem naszej szkoły, uczeń w danym tygodniu może mieć maksymalnie trzy sprawdziany.
Nauczyciele cisną i nie mają skrupułów. Raz, dwa, im więcej, tym lepiej, by przed Nowym Rokiem nie robić sobie zaległości. Chcą przerobić jak najwięcej materiału i sprawdzić wiedzę z tego, co zostało zrealizowane.
Nie odpuszczają, cisną do samego końca. Dopiero kilka dni przed świętami odpuszczają, chyba ze względu na frekwencję, która często spada. Na początku stycznia panuje luźna i leniwa atmosfera. Wiążą się te nauczycielskie sadełka po świątecznym obżarstwie.
Dla mnie to jest coś jak niewolnictwo. Realizowanie swojego widzimisię i niezwracanie uwagi na ucznia. Zamiast równomiernie rozłożyć materiał i zaliczenia, to tu panuje grudniowa moda na kartkówki.
Wkurza mnie takie podejście, ale póki co nie mogę się wychylać i muszę trzymać język za zębami. Mam najkrótszy staż pracy w tej szkole i boję się przeciwstawić tej zgranej grupie 'starych' wyjadaczy.
Chcąc nie chcąc, sama zapowiedziałam jeden sprawdzian na początku grudnia, ale kolejnego zaliczenia nie zamierzam już nikomu dokładać. Szkoda mi uczniów, ale z każdym kolejnym rokiem pracy przekonuję się, iż życie jest brutalne i niesprawiedliwe".