Młodzież czyta – ale nie to, co każe szkoła. Nadchodzi rewolucja w liście lektur

1 dzień temu
Nastolatki czytają – i to wcale nie tak mało, jak mogłoby się wydawać. Z raportu Biblioteki Narodowej za 2024 rok wynika, iż młodzież chętnie sięga po książki, ale unika szkolnych lektur. Te są według uczniów przestarzałe, nudne i napisane niezrozumiałym językiem – dlatego coraz głośniej mówi się o konieczności zmiany kanonu.


Nastolatki czytają!


Choć wielu dorosłych narzeka, iż "dzisiejsza młodzież nie czyta książek", najnowszy raport Biblioteki Narodowej za 2024 rok pokazuje zupełnie coś innego. Czytają – i to całkiem sporo. Problem w tym, iż niekoniecznie to, co zapisano w spisie lektur szkolnych. Młodzi ludzie wybierają książki, które są dla nich ciekawe, współczesne, napisane zrozumiałym językiem. Tymczasem szkolne lektury coraz bardziej odstają od rzeczywistości, przez co wielu uczniów po prostu je omija.

Z danych zebranych przez Bibliotekę Narodową wynika, iż ponad połowa (54 proc.) nastolatków w wieku 15-18 lat sięga po książki papierowe (i aż 61 proc. młodzieży po dłuższe teksty w formie cyfrowej). Ale lektury szkolne czyta zaledwie kilka procent z nich. Zamiast "Krzyżaków" czy "Nad Niemnem" wolą "Zwiadowców", "Percy’ego Jacksona" albo książki Weroniki Marczak (seria o rodzinie Monet). To tytuły, które znajdą nie na liście lektur, ale w trendach TikToka i na półkach popularnych księgarni.

Trudno się dziwić. Obowiązkowe lektury są często zbyt trudne, napisane archaicznym językiem, oderwane od dzisiejszych realiów. Dla wielu dzieci stają się po prostu szkolnym obowiązkiem do odhaczenia, a nie literacką przygodą. Nauczyciele, chcąc ratować sytuację, sięgają po skróty – omawiają książki bez ich czytania, korzystają z fragmentów w podręcznikach lub pozwalają korzystać z opracowań. To jednak nie buduje nawyku czytania, tylko uczy, jak się z czytania wykręcić i poznać treść lektury na takim poziomie, żeby nie mieć problemu na egzaminie 8-klasisty czy maturze z języka polskiego.

Kanon do zmiany


Dlatego coraz częściej mówi się o konieczności gruntownej zmiany kanonu lektur. W młodszych klasach podstawówki naprawdę nie trzeba już czytać "Anaruka, chłopca z Grenlandii". W zamian dzieci mogłyby sięgnąć po "Detektywa Pozytywkę" czy "Dynastię Miziołków" – książki zabawne, przystępne, które lubią choćby ci uczniowie, którzy na co dzień za książkami nie przepadają.

Specjaliści proponują dwa rozwiązania. Pierwsze to tzw. otwarty kanon – lista wielu wartościowych książek, z której nauczyciel wspólnie z uczniami wybiera te, które najlepiej pasują do danej klasy. Drugie – czytanie książek we fragmentach. To pozwala pokazać dzieciom kontekst i sens utworu bez zmuszania ich do brnięcia przez setki niezrozumiałych stron. Takiego zdania są nie tylko rodzice i uczniowie, ale również coraz więcej nauczycieli i ekspertów od edukacji.

– Im dłużej się tym zajmuję, tym bardziej widzę słuszność rozwiązań istniejących w innych, dobrze funkcjonujących systemach edukacyjnych, polegających na zlikwidowaniu kanonu lektur, pozostawiając decyzję, co mają uczniowie czytać nauczycielowi, wszak znającemu swoją klasę, lub tworzyć kanon otwarty, to znaczy listę arcydzieł, z których te do omawiania wybiera nauczyciel wspólnie z uczniami – tłumaczył w rozmowie z serwisem portalsamorządowy.pl profesor Sławomir Jacek Żurek, koordynator, który przygotowywał podstawę programową MEN (2008-2009).

Zarówno nauczyciele, jak i rodzice powinni zadać sobie pytanie: czy celem lekcji języka polskiego jest zapoznanie ucznia z historią literatury, czy rozbudzenie w nim miłości do czytania? jeżeli to drugie, to być może czas wreszcie odważnie zmienić to, co w szkolnym czytaniu jest dziś największą przeszkodą – przestarzały, skostniały kanon lektur.

Źródło: bn.org.pl, portalsamorządowy.pl


Idź do oryginalnego materiału