W niedzielę 1 grudnia na Placu Zamkowym w Warszawie odbędzie się wielki protest rodziców, którzy sprzeciwiają się wprowadzeniu do szkół obowiązkowej edukacji zdrowotnej. Do udziału w tej akcji od kilku tygodni namawiają organizacje i media katolickie, na czele z Ordo Iuris. Przekaz jest prosty, katolicy powinni zablokować wprowadzenie tego przedmiotu do szkół, bo inaczej stracą wpływ na możliwość wychowania swoich dzieci w duchu wiary.
Protesty nie zatrzymają zmian
Zastrzeżenia środowisk związanych z Kościołem budzi fakt, iż część zajęć nowego przedmiotu ma być poświęcona edukacji seksualnej. A jako iż będą to lekcje obowiązkowe, padają głosy o "przymusowej seksualizacji", a choćby "deprawacji" dzieci. Oliwy do ognia dolali ostatnio biskupi, którzy w oficjalnym oświadczeniu stwierdzili, iż wprowadzenie edukacji zdrowotnej do szkół jest niezgodne z Konstytucją. Ta opinia bez wątpienia zachęci wielu katolików do protestów przeciwko planom Ministerstwa Edukacji Narodowej.
Protesty biskupów i rodziców niczego jednak nie zmienią. MEN nie zamierza się bowiem przejmować ani niedzielną demonstracją w Warszawie, ani listami przysyłanymi do resortu. Stanowczo podkreśliła to w rozmowie w Radio Zet wiceszefowa tego resortu Joanna Mucha. – Ten przedmiot jest dramatycznie istotny i dramatycznie potrzebny, szczególnie w dzisiejszych czasach, kiedy tak bardzo zmieniły się warunki wychowywania dzieciaków i dobrostan psychofizyczny – stwierdziła.
Mucha przyznała, iż do siedziby MEN przychodzi sporo listów z protestami. Szczycił się tym niedawno poseł PiS Przemysław Czarnek, który przeprowadził w resorcie interwencje poselską, by pokazać, jak wielu Polaków nie życzy sobie edukacji zdrowotnej. – Zrobili akcję wysyłania protestów i teraz chwalą się tym, iż protestów jest dużo. Polska to kraj, gdzie jest wielu obywateli, mają prawo do wyrażenia opinii. My te opinie będziemy brali pod uwagę, postaramy się na nie odpowiedzieć – stwierdziła wiceministra Mucha.
Ale jednocześnie zapowiedziała, iż niezależnie od skali protestów MEN nie wycofa się ze swoich planów. – Bardzo ważne, by dzieci dostały tę edukację zdrowotną, opartą na faktach, opartą na wiedzy i nauce. Tam nie ma cienia jakiejś ideologii. Tam są fakty naukowe, które trzeba przedstawić dzieciom w odpowiedni sposób, żeby nauczyć je pewnych nawyków na całe życie. (...) Ten przedmiot ma wyrabiać nawyk dbania o swój dobrostan psychofizyczny przez całe życie – powiedziała.
Nowy przedmiot to ochrona przed seksualizacją
Joanna Mucha odniosła się też do zarzutów środowisk katolickich, iż nowy przedmiot ma służyć seksualizacji dzieci, rozbudzać ich zainteresowanie seksem i nakłaniać je do jak najszybszej inicjacji. Wiceszefowa resortu edukacji stwierdziła, iż jest dokładnie odwrotnie. – W tym przedmiocie seksualizacja jest uznawana za zagrożenie. On ma chronić dzieci i młodzież przed seksualizacją – powiedziała. I zaznaczyła, iż zgodnie z pierwotnymi założeniami obowiązkowa edukacja zdrowotna wejdzie do szkół od 1 września przyszłego roku.
Problemem może być za to zrealizowanie innego planu ministerstwa, a mianowicie zmian w nauczaniu lekcji religii. Zgodnie z prawem resort potrzebuje do tego zgody Kościoła katolickiego i innych związków wyznaniowych. A w tej kwestii, mimo kolejnej tury rozmów, porozumienia wciąż nie ma.
Mucha jest jednak przekonana, iż ostatecznie duchowni zgodzą się na redukcję lekcji religii z dwóch do jednej w tygodniu. – Strona kościelna coraz bardziej widzi swoje ograniczenia, oni wiedzą, iż brakuje katechetów, żeby realizować katechezę w dotychczasowym wymiarze. Dlatego powoli rezygnuje ze swoich pierwotnych oczekiwań – stwierdziła i dodała, iż porozumienie między rządem i Kościołem w tej sprawie jest coraz bliższe i zmiany powinny wejść w życie od nowego roku szkolnego.