

- Wielu nauczycieli zgłasza obecnie, iż z uczniami coraz trudniej się dogadać. To powszechny problem, a z roku na rok jest coraz gorzej
- — Jeden uczeń zaczyna biegać, drugi pędzi za nim. Trzeci stoi i liże kolegę obok po uchu — mówi Onetowi Rafał, który od niemal dziesięciu lat uczy WF-u w podstawówce pod Warszawą. Nauczyciele i eksperci mówią jednym głosem: to uzależnienie od telefonów negatywnie wpływa na koncentrację
- — Poniedziałki są najgorszym dniem w szkołach, ponieważ dzieci najczęściej w soboty i niedziele mają większy dostęp do telefonów. Czasem choćby kilkanaście godzin dziennie — mówi w rozmowie z Onetem prof. Monika Przybysz z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Jak podkreśla, aby było lepiej, to rodzice muszą zacząć zmiany od siebie
- Więcej takich historii znajdziesz na stronie głównej Onetu
Obecnie niemal każde dziecko ma mniejszy lub większy dostęp do telefonu. Siedmiolatek ze telefonem w ręku to już powszechny widok, który przestaje dziwić. Nauczyciele i eksperci biją jednak na alarm: ekrany wpływają negatywnie na młode mózgi.
Jest poniedziałek rano. Uczniowie przychodzą na lekcje do jednej z podwarszawskich podstawówek. Kilkunastu wyraźnie wygląda na niewyspanych, są bladzi, mają problemy z koncentracją na zajęciach. Pytani, co robili, mówią, iż nic specjalnego, grali cały weekend w gry komputerowe. To starsi uczniowie z szóstych i siódmych klas.
W tym samym czasie Rafał próbuje prowadzić lekcję WF-u z młodszymi uczniami. Próbuje to odpowiednie słowo, bo samo ustawienie ich na linii, by sprawdzić obecność i zacząć lekcję, jest nie lada wyczynem.
— Jeden uczeń zaczyna biegać, drugi pędzi za nim. Trzeci stoi i liże kolegę obok po uchu — mówi Onetowi wuefista. Jak podkreśla, z roku na rok jest gorzej. — Gdy zaczynałem pracę dziesięć lat temu, średnio około trzech uczniów w klasie sprawiało problemy na lekcjach. Teraz trójka nie sprawia — rozkłada ręce.
Dzieci mają ogromne problemy z koncentracją, nie wykonują poleceń nauczycieli, a do tego nie można zwrócić im uwagi. Jak twierdzi pan Rafał, winne są ekrany. — Nauczyciel w tych czasach jest dla uczniów nudny. Nie jestem postacią z gry komputerowej, nie ma tu ciągłych fajerwerków. A oni już myślami są w domu, gdzie dorwą się do tabletu i będą po południu grać — mówi.
Sam na lekcjach dla eksperymentu wywołuje czasem uczniów przed szereg. Mają się zgłosić ci, którzy poprzednie popołudnie spędzili z telefonem lub grając na komputerze. Jak podkreśla, to bezbłędny test. Krok do przodu robią dokładnie ci, którzy mają trudności w skupieniu się na lekcji.
Zmęczeni uczniowie po weekendowym scrollowaniu. „Poniedziałki są najgorszym dniem w szkołach”
U wielu uczniów po weekendzie widać zmęczenie. I nie chodzi tu o zbyt intensywny czas spotkań towarzyskich czy natłok nauki. Winny jest czas ekranowy, który w soboty i niedziele wymyka się spoza kontroli.
— Poniedziałki są najgorszym dniem w szkołach, ponieważ dzieci najczęściej w soboty i niedziele mają większy dostęp do ekranów. O ile w tygodniu jest to w miarę możliwości limitowane przez rodziców, bo dzieci też zwyczajnie nie mają aż tyle czasu, by korzystać z ekranów, to w weekendy ten czas już się znajduje. Czasem choćby kilkanaście godzin dziennie. Dzieci, podobnie jak dorośli, stają się uzależnione od scrollowania — podkreśla w rozmowie z Onetem prof. Monika Przybysz z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.
Jak dodaje, zmęczenie ekranami jest związane z szeregiem zmian w naszych organizmach. — Bo przed ekranem męczy się nie tylko mózg przez ciągłe wyrzuty dopaminy, czyli silnego neuroprzekaźnika, który pojawia się, kiedy dziecko gra czy scrolluje — mówi.
— Dzieci są często niestety niedospane, przebodźcowane, mają rozregulowane neuroprzekaźniki w mózgu. I trafiają takie przemęczone w poniedziałek do szkoły — podkreśla prof. Przybysz. Zwraca też uwagę na fakt, iż w tej chwili metaboliczny proces wchłaniania dopaminy jest dużo gorszy, bo dzieci się mniej ruszają, nie uprawiają sportów, a najczęściej do tego wszystkiego mają deficyty snu. Przyczyną jest wieczorne scrollowanie. Jakość snu jest też coraz gorsza, ze względu na liczbę informacji z dnia, które mózg musi przetworzyć. To zamknięte koło.
Covidowe roczniki przyszły do szkół
Obecnie do szkół wkroczyły nowe roczniki nazywane „covidowymi dziećmi”, które mają po 6-9 lat i moment, gdy powinny się uspołeczniać z rówieśnikami, przez epidemię koronawirusa spędziły zamknięte w domach. Często przed ekranami, bo rodzice musieli zdalnie pracować.
To uczniowie, którzy mają gigantyczne problemy z koncentracją. Sami nauczyciele i wychowawcy świetlicy podkreślają, iż czegoś takiego jeszcze nie widzieli. Nie są w stanie wytrzymać na lekcji, są wyraźnie znudzeni zwykłymi aktywnościami takimi jak czytanie. Na jednej czynności skupiają się kilkadziesiąt sekund, nie dłużej.
Ich euforią jest za to scrollowanie i granie w gry. Gdy takie dziecko po popołudniu spędzonym przed ekranem przychodzi rano do szkoły, nie interesuje go „nudny” nauczyciel, który przez 45 minut próbuje przekazać wiedzę. Uczeń szuka ciągłej stymulacji, a zwykła osoba stojąca przed nim i opowiadająca o swoim przedmiocie nie jest w żaden sposób atrakcyjna. Nie ma tu wyrzutów dopaminy, do których jest przyzwyczajony.
Coraz gorsza kondycja fizyczna
Problem widzi też Błażej, nauczyciel w jednym z warszawskich liceów. Jak podkreśla, z roku na rok jest coraz gorzej. — Uczniowie nie mają w ogóle kondycji fizycznej, nie są w stanie wykonać podstawowych ćwiczeń. Widać, iż nie uprawiają sportu — mówi. Dodatkowo widzi też problem społeczny.
— Kiedyś przy wybieraniu składów dzieci przekrzykiwały się, kto ma być z kim. Teraz jest cisza, dopóki ja nie wybiorę, nikt się nie odzywa, jakby nastolatkowie nie mieli relacji „w realu”. A kiedy tylko zaczyna się przerwa, biorą do ręki telefony — ubolewa.
Ze telefonem w ręku na szkolnej przerwie
Korzystanie z telefonów w trakcie przerw lekcyjnych to duży problem, z którym mierzą się w tej chwili szkoły. — Mamy bardzo wiele badań pokazujących, iż dziecko, które korzysta z urządzeń elektronicznych, ekranów, potrzebuje kilku, a choćby kilkunastu minut, by wrócić do pełnej koncentracji. I tak właśnie bywa w szkołach. Dzieci, które w czasie przerwy korzystają z telefonów, czy choćby smartwatchów, bo tam też mogą na gwałtownie przejrzeć wiadomości, mają potem problem z koncentracją i długo zajmuje im wejście z powrotem w lekcję — podkreśla prof. Monika Przybysz.
Jak dodaje, znacznie lepiej jest w szkołach, gdzie egzekwowany jest zakaz telefonów. Nauczyciele, którzy pracują w takich placówkach, chwalą sobie to rozwiązanie. zwykle jednak dotyczy to jedynie prywatnych szkół.
Jak wynika ze statystyk, które przytacza prof. Przybysz, dorośli dostają kilkaset, a dzieci w skrajnych przypadkach od 500 do choćby 5 tys. powiadomień dziennie. To odciąga ich uwagę od codzienności i powoduje wyrzuty dopaminy, uzależniając je od krótkotrwałego poczucia szczęścia.
Uratować może nas higiena cyfrowa
Smartfony są łączone z kryzysem zdrowia psychicznego wśród młodzieży, zaburzeniami nastroju i wzrostem prób samobójczych. Kiedy dzieci spędzają cały dzień „na telefonie”, ważne jest nie tylko, co robią, ale też to, czego nie robią. Nie spotykają się z rówieśnikami, pochłania im to też czas, które mogłyby przeznaczyć na aktywność fizyczną.
Na alarm biją eksperci, który zachęcają do higieny cyfrowej. — Nie jesteśmy w stanie wejść z rozporządzeniami do domów ani zabrać dzieciom telefonów, ale jesteśmy w stanie pokazywać rodzicom skutki nadużywania ekranów i zachęcać nie do tego, by zabrać dzieciom telefony, ale żeby unormować i wprowadzić jasne zasady korzystania z tych urządzeń. Warto też limitować czas przed ekranami, szczególnie młodszym dzieciom, które się rozwijają — podkreśla prof. Monika Przybysz.
Jak zauważa, zmiany trzeba zacząć od siebie. Dopiero kiedy rodzice odłożą telefon i przestaną scrollować, wtedy mogą tego samego zacząć wymagać od dzieci.
„Zabierzmy telefony z sypialni”
Prof. Monika Przybysz przypomina, iż dzieci uczą się przez naśladowanie i będą zawsze kopiować zachowanie rodziców. — W związku z tym to my dorośli powinniśmy unormować i uregulować swoje korzystanie z ekranów w ramach jakichś limitów tak, by dać dobry przykład dziecku. I to będzie dopiero wiarygodne — podkreśla.
— jeżeli zabierzemy nasze telefony z sypialni, jeżeli nauczymy dziecko, iż przy posiłkach nie scrollujemy, tylko spędzamy czas, rozmawiamy, to uczymy dziecko wielu kompetencji i dbamy o to, by widziało, iż telefon to urządzenie, z którego korzystamy w jakimś okresie, a nie ciągle. Że nie nosimy go ciągle przy sobie, nie stymulujemy naszego mózgu — kwituje.