Córka rozpłakała się po szkolnym apelu. Pokolenie wazeliniarzy rośnie w siłę

5 godzin temu
"To wydarzyło się w ubiegłym roku, ale emocje wciąż we mnie siedzą. Moja córka wróciła zapłakana z zakończenia roku, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię – nie z powodu jej zachowania, tylko tego, co zobaczyła i usłyszała w szkole. Mam nadzieję, iż w tym roku będzie inaczej, choć nie jestem pewna, czy rzeczywiście uczymy dzieci adekwatnych rzeczy" – napisała do nas Hania.


Szkoła wzruszeń czy szkoła wstydu?


"Zakończenie roku szkolnego to dla wielu dzieci moment pełen emocji. Pożegnanie z ukochaną panią, rozstanie z klasą, duma z otrzymanego świadectwa. To wszystko potrafi wycisnąć łzy – i nie ma w tym oczywiście nic złego. Ale moja córka nie płakała ze wzruszenia. Płakała z rozczarowania.

Wróciła do domu i powiedziała tylko: 'Mamo, tam było strasznie'. A mnie zamurowało. Po chwili zaczęła opowiadać, co tak naprawdę wydarzyło się na apelu...

"Tylko tyle?" – czyli jak upokorzyć dziecko


Moja córka własnoręcznie przygotowała prezent dla wychowawczyni – narysowała jej portret i zrobiła ramkę z kartonu i bibuły. Sama. Z sercem. W dodatku cała klasa miała wspólną inicjatywę: każdy przyniósł po kwiatku, by wręczyć nauczycielce bukiet jako symbol podziękowania.

Myślałam, iż to piękny, skromny, ale szczery gest. Ale okazało się, iż nie dla wszystkich


to wystarcza. Jeden z uczniów przyniósł ogromny bukiet tylko od siebie i zapakowany upominek. Gdy zobaczył rysunek mojej córki, spojrzał na nią z pogardą i rzucił: 'Tylko tyle? Nie było cię stać na coś porządnego?'. A ona się po prostu rozpłakała.

Rodzice, co wy adekwatnie przekazujecie swoim dzieciom?


Nie mam żalu do tego chłopca. On tylko powtarza to, co słyszy w domu. Przecież dzieci uczą się przez obserwację – jeżeli widzą, iż rodzice traktują drogie prezenty jako sposób na zdobycie czyjejś sympatii, to same zaczynają wierzyć, iż tak właśnie działa świat. Że wdzięczność to coś, co się kupuje. Że dobre relacje buduje się przez to, kto da więcej i drożej.

A potem w wieku ośmiu czy dziewięciu lat potrafią upokorzyć koleżankę, bo jej prezent nie kosztował kilkudziesięciu złotych. To jest naprawdę chore.

Pokolenie wazeliniarzy? Sami je hodujemy


Nie boję się tego słowa: wychowujemy pokolenie wazeliniarzy. Dzieci, które uczą się, iż sukces mierzy się pochlebstwem, iż szacunek trzeba zdobyć prezentem, a nie zachowaniem. Nie chcę, żeby moja córka dorastała w takim świecie. Nie chcę, żeby musiała udowadniać swoją wartość metką na papierowej torebce.

Wierzę, iż można pokazać wdzięczność prostym gestem, szczerym słowem, wysiłkiem włożonym w coś własnoręcznego. Ale żeby dzieci w to wierzyły, najpierw musimy w to uwierzyć my – rodzice.

Nie chodzi o panią – tylko o klimat...

Na marginesie: wychowawczyni była naprawdę w porządku. Poświęciła chwilę, żeby pochwalić rysunek mojej córki, przytuliła ją i doceniła jej pracę. Wiem, iż nie ona była powodem tych łez.

Ale to, iż tylko dwie osoby w klasie przyniosły 'coś od serca', a reszta zamieniła zakończenie roku w pokaz bogactwa i licytację prezentów, mówi bardzo wiele o klimacie, jaki panuje wokół takich uroczystości. I nie oszukujmy się – to nie dzieci same to wymyśliły.

W tym roku? Chciałabym wierzyć, iż będzie inaczej


Koniec roku już za chwilę. Córka znowu myśli o tym, co przygotować. I choć serce mi się cieszy, gdy widzę, iż przez cały czas chce rysować, przez cały czas wkładać serce w coś własnego, to gdzieś z tyłu głowy mam obawę, iż historia się powtórzy. Że znowu usłyszy: 'To za mało'.

Ale nie zamierzam zmieniać podejścia. jeżeli chcę ją czegoś nauczyć, to właśnie tego – iż wartość człowieka nie zależy od tego, ile kosztował jego prezent".

(Imiona bohaterów zostały zmienione)


Idź do oryginalnego materiału