Nauczycielka jest nieugięta
"Jedną ocenę. Ale trafiła na mur. Na postawę, z którą – przyznam szczerze – nie mogę się pogodzić.
Odpowiedź nauczycielki? 'Na naukę był cały rok, a nie obudziłaś się pod koniec maja'. Serio? To ma być wychowawcze podejście? To ma być motywowanie młodego człowieka? Jak można zamknąć dziecku drzwi, kiedy ono jeszcze chce próbować? Co za przekaz wysyłamy uczniom? Że nie warto się starać, iż w maju to już nie można? Przecież pozostało miesiąc do zakończenia roku szkolnego.
Mam dość tej mentalności. Tego władczego tonu, który bije z każdej odpowiedzi, jakby nauczyciele byli sędziami ostatecznymi, bezdyskusyjnymi, nieomylnymi. 'Bogowie' szkolnego świata, którzy decydują o być albo nie być ucznia. Zero elastyczności, zero zrozumienia, tylko sztywne 'nie', 'za późno', 'trzeba było myśleć wcześniej'.
A może właśnie teraz moje dziecko zrozumiało? Może dojrzało, przebudziło się i chce się postarać? Czy naprawdę szkoła nie powinna wspierać takich momentów, zamiast je gasić?
Nie oczekuję cudów. Nie oczekuję, iż nauczycielka zmieni wszystko, bo ktoś się 'obudził' się w maju. Ale oczekuję człowieczeństwa. Oczekuję, iż nauczyciel – osoba, która kształtuje młodego człowieka – zauważy w uczniu coś więcej niż liczby w dzienniku. Że da szansę, nie zamknie drogi, tylko dlatego, iż 'jej system tego nie przewiduje'.
Bo może właśnie ta jedna poprawiona ocena byłaby dla mojej córki lekcją życia. Dowodem, iż warto próbować, iż wysiłek się opłaca. Ale zamiast tego dostała chłodne 'za późno'. I została z poczuciem, iż walka o lepszy wynik... nie ma sensu.
Drodzy nauczyciele – nie jesteście Bogami. Jesteście ludźmi. Macie wpływ na dzieci większy niż jakikolwiek system, a każde wasze 'nie' może komuś złamać coś więcej niż tylko plan na średnią".